Grymer.eu | Blog o grach

Twoje źródło ciekawostek o grach

Wszystkie

Kuurła, kiedyś to było – Heart of Darkness

Ostatnio przy okazji aktywnego okupowania kanapy, naszła mnie ochota na zagranie w jakąś platformówkę. Taką jak kiedyś. Z widokiem z boku, trudne w głupkowaty sposób i wymagające jakiegoś już „skilla”. Współczesne zeszły do podziemia w postaci gier indie, większe korporacje nie wydają zdaje się żadnych. Może poza krótkotrwałym wskrzeszeniem Raymana przez Ubisoft, teraz już zamrożonym i trzymanym na czarną chwilę, podobnie jak pewna rodzima piosenkarka z nazwiskiem na R, jest trzymana jako rezerwa na sylwestra. I również wtedy odmrażana.

W każdym razie przeglądałem Steama i nic mi nie wpadło w oko. PS Store? To samo. Jedynie odnowione Spyro wyglądało ciekawie, ale nie o to jednak chodziło. Co nas sprowadza do prostego wniosku – kiedyś to kurła było, bo platformówek była masa. I były one dobre. Jak choćby Heart of Darkness. Czyli bardzo dobra i udana platformówka, która niestety nie zyskała wielkiego rozgłosu przez premierę w słabym momencie – gdy zaczynała się ukazywać w grach w miarę porządna i sensowna grafika 3D.

W grze przedstawiona jest przygoda Andy’iego, którego najlepszy przyjaciel (pies z czapką, chustą i imieniem wskazującym na przyszłe problemy chłopca – Whisky) zostaje porwany przez siły ciemności do krainy Darkworld. Andy oczywiście nie zostawi tego ot tak sobie: postanawia zbudować statek kosmiczny, broń plazmową i wyruszyć z odsieczą.

Tak mniej więcej prezentuje się wstęp, który kończy się solidną kraksą i eksplozją statku, na szczęście już bez Andy’iego na pokładzie. On sam z kolei rusza przed siebie, będąc cały czas atakowanym przez tajemnicze istoty ciemności, które atakują go całymi chmarami i jedynym co może je odstraszyć jest światło – słoneczne, magiczne lub jego wiernego emitera plazmy. Jednakże poza samymi stworkami pragnącymi zjeść bohatera, musimy jeszcze walczyć z samym światem Darkworld, który wbrew temu co nazwa sugeruje, jest zdecydowanie nieprzyjazny i stara się nas pożreć, zmiażdżyć lub utopić przy każdej okazji. Chronimy się przed tym skacząc, biegając, wspinając i poruszając w każdy fizycznie możliwy sposób. Jest to zdecydowanie jeden z lepiej rozwiązanych sposobów poruszania się postaci w grach platformowych, z jakim miałem do czynienia. Zwłaszcza, że w celu ukończenia gry trzeba naprawdę porządnie się nauczyć sposobów poruszania bohatera i wyczucia jego ruchów. W innym przypadku coś nas zeżre. Albo spali. Lub zmiażdży. Ewentualnie utopi. No i zawsze pozostaje opcja przytulenia z impetem podłoża.Gra jest zdecydowanie tytułem nie dla dzieci. Zarówno z uwagi na poziom trudności, który zdecydowanie należy do wysokich, ale również przez drastyczne sceny śmierci Andy’iego.

Jak wspomniałem – ten świat nie jest przyjazny i wszystko na nim, poza jednym plemieniem pokracznych stworków którym udało się oprzeć mocy Władcy Ciemności, wszystko chce go zabić. A rozgrywka zmierza właśnie do ostatecznej konfrontacji z tymże głównym winowajcą porwania Whisky’iego, którego koniec końców musimy pokonać. O dziwo po walce z nim doświadczamy najgorszego fragmentu gry, czyli epilogu wieńczącego fabułę. Jest to jedno z najgorszych zakończeń fabularnych gier, jakie miałem nieszczęście przeżyć. A jednocześnie doskonały sposób dla twórców, żeby po wszystkich śmierciach, trudach i bluzgach jakimi sypiemy w najtrudniejszych momentach gry, mogli nam pokazać śliczny środkowy palec, który tłumaczy czym tak naprawdę owa fabuła była. Jakby ratowanie psa o imieniu Whisky nie było wystarczająco dziwne. Aż szkoda, że nie powstał sequel. Zapewne mielibyśmy okazję szukać kota Burbona.

To wszystko jednak, nie przeszkodziło dzieciakom bawić się doskonale przy okazji rozgrywki, podobnie jak w równie pedagogicznej grze Diablo. Którą powspominam następnym razem.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *