A nie to co teraz. Jakieś kurła Fortnite’y, moby mające w sobie więcej soli oraz raka niż dowolna knajpka z owocami morza, do tego powtarzalne Assassin’s Creedy, Call of Duty których kolejne części bardziej przypominają patche niż faktyczne części i w ogóle to długo by jeszcze wymieniać. Wniosek i tak jest jeden: kiedyś to było, a dzisiaj nie ma.
Choć tego typu tzw. Januszowe gadanie zazwyczaj nie dotyczy gier, to spokojnie można je przyrównać. Zwłaszcza jeśli chwilę się popatrzy co właściwie się dzieje z grami, kolejnymi premierami i pokręconymi sytuacjami jakie fundują nam ich twórcy. Chociażby robiąc coś wyjątkowo durnego, a następnie ciężko się dziwiąc, że fani są wściekli na głupie teksty kierowane w ich kierunku, jedyne co są w stanie zrobić, to głupią minę sarny postrzelonej w tyłek (piję tutaj między innymi do Blizzarda z ich przebojem ostatniego Blizzconu).
W związku z powyższym, postanowiłem wystartować z nową serią, gdzie sobie powspominamy oraz szybko zrecenzujemy stare gierki. Bo kiedyś to kurła było.
Jedną z gier w które się zagrywałem pod koniec lat 90’ był dość w sumie znany w Polsce “Książe i Tchórz”. Gra przyjemna, miła, zabawna, a także frustrująca i potrafiąca doprowadzić do ciężkiej cholery niektórymi mechanikami.
Historię zaczynamy na cmentarzu, na którym lądujemy w sumie nie do końca wiadomo dlaczego, o co chodzi też nie wiemy, a zatem wypadałoby się dowiedzieć. W tym celu musimy poprosić o pomoc miejscowego grabarza, który za nami zresztą szczególnie nie przepadamy. Po przekonaniu do naszej wspaniałej osoby, pomaga on nam przywołać z grobu potężnego arcymaga Ariwalda – gościa, który większość historii spędzi wesoło żłopiąc piwo i okazyjnie nam pomagając, chociażby zamieniając nas w niedźwiedzia, abyśmy mogli wejść do zamku. Prawda, że logiczne?
Całość nie jest długim tytułem, jednakże fenomenalne nakreślenie postaci oraz wymyślność zadań koniecznych do osiągnięcia celu (ukradnij kapeć żebrakowi, walnij smoka z pięści itp.) sprawia, że gra jest świetnym wspomnieniem po tylu latach. Takim wspomnieniem, do którego niewiele współczesnych przygodówek point-n’-click może w ogóle podejść. Zwłaszcza jeśli dodamy, że nad fabułą pracował między innymi Jacek Piekara – jeden z popularniejszych polskich pisarzy fantasy.
Choć gra nie jest ekstremalnie trudna, rozwiązanie niektórych zagadek może sprawiać faktyczne problemy. Jest to spowodowane absurdalnością niektórych skojarzeń, które są wymagane do ich rozwiązania. Stąd też pamiętam przechodzenie tej gry dobre 20 lat temu z egzemplarzem CD Action na kolanach, pożyczonym od “somsiada”, gdzie akurat była zamieszczona pełna solucja. Która okazała się zbawienna wtedy… Na szczęście przy powtórnym przejściu kilka lat temu, obyło się bez podobnych cyrków.
Książe i Tchórz broni się nieźle do dzisiaj, ale pod dwoma warunkami: po pierwsze trzeba zdobyć działającą kopię, a po drugie z powodzeniem odpalić na współczesnym sprzęcie. Ani jedno, ani drugie nie jest łatwe, ale jeśli się uda, to przed wami kilka godzin naprawdę dobrej rozgrywki.